czwartek, 20 sierpnia 2020

"Cold Spring Harbor" - Billy Joel [Recenzja]


Mimo, że to ojciec był dyplomowanym pianistą, to właśnie za zachętą matki czteroletni William Martin Joel zaczął uczęszczać na lekcje fortepianu. Sam był jednak średnio zainteresowany byciem pianistą; mówił, że jest lepszym organistą, a poza tym w ogóle pociągały go raczej inne rzeczy. Konkretnie: sport. A jeszcze konkretniej: boks. Odnosił nawet spore sukcesy, zdobywał lokalne uznanie, jednak gdy podczas jednej walki przeciwnik złamał mu nos, doszedł do wniosku, że bycie muzykiem jest bezpieczniejsze. Pokornie zasiadł więc ponownie za fortepianem i od tego momentu nie poświęcał się niczemu innemu. Mimo, że był pilnym uczniem, nie ukończył szkoły. Pracował bowiem już wtedy w barach jako pianista i przez swój wieczorny występ nie zdążył na egzamin z Angielskiego, co skończyło się oblaniem roku. Jak powiedział: "Chrzanić to. Jeśli nie dostanę się do Columbia University, pójdę do Columbia Records". Jak nietrudno się domyślić, na uczelnię się nie dostał, jednak ćwierć wieku później został pasowany na honorowego absolwenta dotychczasowej szkoły.
Jego zainteresowania muzyką już nic nie mogło powstrzymać. Po obejrzeniu słynnego występu Beatlesów w Ed Sullivan Show wiedział, że nic innego nie chce w życiu robić. Fab Four zainspirowali go, podobnie jak Elvis Presley czy The Everly Brothers, do tego, by samemu zostać muzykiem. Ciągnęło go w stronę popowych melodii. W 1965 roku dołączył do zespołu Echoes, którzy specjalizowali się w graniu coverów "brytyjskiej inwazji". Do studia po raz pierwszy wszedł w wieku 16 lat i zagrał na fortepianie w kilku piosenkach, które stały się umiarkowanymi, acz sezonowymi, przebojami. Następnie obijał się o kolejne zespoły, nagrywał z nimi pojedyncze single i płyty, z czego wszystkie okazywały się niewypałami. Na tym etapie też postanowił skrócić swoje imię - William - do łatwiejszego Billy.
Muzyk w końcu, zmęczony kolejnymi zespołami, w których miał niewiele do powiedzenia, zdecydował się rozpocząć solową karierę. Podpisał umowę z Family Productions opiewający na 450 tysięcy dolarów. To właśnie z tą wytwórnią Billy Joel nagrał swój pierwszy album, nazywając go Cold Spring Harbor (od małej wioski w Long Island). Wypełniło go 10 autorskich kompozycji muzyka. Co ciekawe, Joel na początku nie miał zamiaru być gwiazdą rocka i znanym Artystą. Chciał być autorem piosenek dla innych (tak jak choćby Elton John). Jak sam jednak wspominał w 2011 roku: "Powiedziano mi, że najlepszym sposobem na wypromowanie siebie i swoich piosenek jest nagranie płyty. Potem jedziesz w trasę, promując płytę grasz te piosenki, a ludzie mogą je usłyszeć i może im się spodobają." Niestety, na skutek błędu technicznego, taśma matka trafiła do produkcji uszkodzona. Muzyka na niej nagrana była więc nienaturalnie i sztucznie przyspieszona. Gdy Joel z dumą po raz pierwszy położył płytę na gramofonie i przyłożył do niej szpulę, załamał się po pierwszych kilku dźwiękach. Wiedział, że już za późno na naprawę szkód.
Jak można się nietrudno domyślić, album okazał się komercyjnym niewypałem, przepadając na listach przebojów. Dziś jednak - po naprawieniu błędów - jest pamiętany za sprawą utworu She's Got a Way, który stał się większym przebojem przy okazji jego ponownego nagrania na albumie Songs in the Attic w 1981 roku. W tej recenzji zajmuję się poprawionym wydaniem, który dziś jest dostępny w sprzedaży i do odsłuchu.

Rozpoczynamy najlepiej pamiętanym utworem z albumu, czyli przepięknym She's Got a Way. To oszczędnie zaaranżowana, ale przez to wypadająca jeszcze bardziej ujmująco i szczerze, miłosna ballada. Opowiada ona o ówczesnej żonie Joela. Muzyk śpiewa, że nie ma pojęcia, dlaczego akurat tak na niego działa, ale nie jest mu ta wiedza do niczego potrzebna, bo po prostu ją kocha. Aranżacyjnie całość oparta jest tylko na fortepianie i perkusyjnych talerzach, na których też zresztą zagrał Billy. Na ponownym wydaniu dołożono dodatkowo jeszcze, cicho brzmiące w tle, smyczki. Muszę przyznać, że czuję się trochę jak podmiot liryczny tej piosenki: uwielbiam ten utwór, można nawet powiedzieć, że kocham, za każdym razem mnie ujmuje. Ale nie wiem dlaczego. I nie chcę wiedzieć.


She's got a way about her

I don't know what it is
But I know that I can't live without her
She's got a way of pleasin'
I don't know what it is
But there doesn't have to be a reason anyway

She's got a smile that heals me
I don't know why it is
But I have to laugh when she reveals me
She's got a way of talkin'
I don't know why it is
But it lifts me up when we are walkin' anywhere


Dynamiczniej wypada You Can Make Me Free. To kolejna love song, tym razem jednak będąca jednoznaczną deklaracją skierowaną w stronę żony. Mamy tu znakomite wokale Billy'ego i urzekającą od pierwszego przesłuchania melodię, która wpada w ucho, i ciężko ją potem z głowy wyrzucić. To znakomity, popowy kawałek, który swoją lekkością i chwytliwością absorbuje od pierwszych dźwięków. Mamy tu już nieco bardziej złożoną aranżację, która jednak brzmi bardzo świeżo, dodając kompozycji żywiołowości. 


You can make me free

You can make me cry
You can make it so much better if you only try
And if I must wait a lonely lifetime
Until I am with you, my love
I will wait when you’ll be what I’m dreaming of
I can take the skies
I can soar like a bird
With his heart full of song, yeah, yeah
Won’t you color my eyes?
I’ve been writing so long


Everybody Loves You Know to już jednak opis zupełnie innej kobiety. Bohaterka tego utworu stała się sławna i czuje, że przez to jest lepsza od innych, pogardzając swoim rodzinnym miasteczkiem - Cold Spring Harbor. Mimo jej próżności, podmiot liryczny wciąż ją kocha i pragnie ją mieć, więc stara się być dla niej miły i utwierdzać ją w jej punktu widzenia, mając nadzieję na uzyskanie względów. To dość ironiczny i w gruncie rzeczy gorzki tekst o miłości do zapatrzonej w siebie kobiety. Znakomicie kontrastuje to z dość żywiołową kompozycją i bogatszym aranżem. Mi ten utwór przypadł do gustu nieco mniej niż poprzednie dwa, jednak jak już leci, słucha mi się go bardzo przyjemnie. Również do tej kompozycji Billy wrócił 10 lat później na Songs in the Attic.


You can walk away from your mistakes

You can turn your back on what you do
Just a little smile is all it takes
And you can have your cake and eat it too
Loneliness will get to you somehow
But ev’rybody loves you now


O wiele bardziej urzeka mnie natomiast balladowe i smutne Why Judy Why. To kolejna love song, jednak zaśpiewana z innej perspektywy, a mianowicie mężczyzny porzuconego, wciąż jednak nie potrafiącego się z tym pogodzić i zapomnieć o swojej jedynej miłości. Zostało to okraszone przepiękną aranżacją z płaczącymi w tle smykami i głośno brzdękającej gitary akustycznej. Potrafi chwycić za serce.


I never thought that she would say, say goodbye

But she did, and now I want to die, I want to die
I never thought that I would need, need a friend
Oh, but I did in the end
Tell me why Judy why


Odejściem od tematyki miłosnej jest Falling of the Rain. Jak dla mnie jest to niestety jeden ze słabszych momentów albumu, chociaż ma też swoje zalety. Bardzo świeżo wypada wiodący motyw i melodia, do której Billy wyśpiewuje nieco abstrakcyjny tekst. Jednak, jako trzecioosobowy obserwator, Joel nie wkłada w śpiew tyle emocji, więc może po prostu mój problem z tym kawałkiem wynika z tego, że niedostatecznie chwycił mnie za serce? W końcu każdy z poprzednich czterech utworów niósł ze sobą jakąś dawkę emocji, od których nie można było się uwolnić, a ten zdaje się wypadać po prostu, jakby był zupełnie z innej bajki (tekstowo, bo stylistycznie jak najbardziej przystaje do reszty).


High upon a hill far away from the dusty crowd is a boy

With his eyes on the ground, his head is bowed.
He’s a fool and his mind is filled with hopeless dreams
And he waits, but he will not see the falling of the rain
No, he will not see the falling of the rain
Will it always be the same as we recall?
Does it touch you when the rain begins to fall?
Ah, but I don’t want to know and I don’t want to see
Another rainy day without you lying next to me, ah


Turn Around to jednak powrót do love songs. Ciekawe, że w drugiej zwrotce pojawia się nawet skrócone imię żony Billy'ego (Eliza). Tym razem Joel śpiewa o ponownym spotkaniu dwóch kochanków po długim rozstaniu. Całość, mimo że utrzymana w średnim tempie, jak najbardziej jest znakomitym uchwyceniem radości i ekscytacji z faktu, że znów mogą ze sobą przebywać. Mamy tu chwytliwą melodię, piękne wokale i szczery tekst. Kolejny udany utwór.


Oh, sweet lady,

Runnin’ like a stream
You don’t look back
Because you know hands are clean
You make believe
That the past was just a dream
You make believe the past was just a dream


You Look So Good to Me to kontynuacja zdecydowanie weselszego nastroju. Tu mamy po prostu zapis zwykłej ekscytacji i wdzięczności do drugiej osoby za to, że po prostu jest obok, czyniąc życie czymś wyjątkowym i radosnym. Znakomita piosenka z zabarwieniem country, co potęguje solówka harmonijki.


Ah, you look so good to me

With my eyes open wide I can see
Ah, you feel so good to me
And it’s so good when you’re here
‘Cause I’m free
I’m feelin’ the glory from that smile upon your face
You lifted me high above my ordinary place, uh huh
And I am so happy when I’m in your warm embrace


Tomorrow Is Today to jednak zupełnie inny klimat. Już na wstępie powiem, że - jak dla mnie - to jeden z najsmutniejszych utworów, jaki w życiu słyszałem. Napisany został, kiedy Billy przeżywał ciężkie chwile. Chorował na depresję, próbował nawet popełnić samobójstwo i trafił w związku do szpitala. Wciąż podłamany swoim życiem, pierwszą rzeczą, którą zrobił po hospitalizacji, było napisanie właśnie tej piosenki. Z tekstu wylewa się gorycz, rozczarowanie życiem i niechęć do wszystkiego, co go otacza. Tekst, smutny akompaniament fortepianu i łamiący się głos Joela. Łzy same mogą cisnąć się do oczu.



I’ve been livin’ for the moment
But I just can’t have my way
And I’m afraid to go to sleep
‘Cause tomorrow is today

People tell me life is sweeter
But I don’t hear what they say
Nothing comes to change my life
So tomorrow is today

I don’t care to know the hour
‘Cause it’s passing anyway
I don’t have to see tomorrow
‘Cause I saw it yesterday

So I listen for an answer
But the feeling seems to stay
And what’s the use of always dreaming
If tomorrow is today, oh


Nie zapominajmy jednak, że Billy jest też pianistą, więc znakomicie orientuje się też w klasycznym repertuarze. Nokturny były specjalnością choćby Fryderyka Chopina (i w ogóle wielu kompozytorów romantyzmu, jak choćby Schumanna). Nietrudno po piosenkach Joela wywnioskować, że i on sam uważa się za romantyka, więc i w jego repertuarze musiał znaleźć się nokturn. Ten gatunek może przybierać różne formy i daje sporą dowolność twórcy, jednak najważniejszy był w niej  klimat - melancholijny, ponury, smutny. Również i ten Billy'ego, zatytułowany po prostu Nocturne, urzeka gorzkim klimatem, ale i przepiękną melodią i kunsztem Joela, jako instrumentalisty.
Album kończy Got to Begin Again. Bez zaskoczenia - to kolejna raczej smutna i utrzymana w wolnym klimacie kompozycja. Tekstowo jednak, sporo tu nadziei na lepszą przyszłość, więc może jednak wyróżnia się czymś na tle reszty albumu? Tak czy siak, jest jednak tu co najmniej jedna wspólna cecha - wysoki poziom.


All the words have been spoken

And the prophecy fulfilled
But I just can’t decide where to go
Yes, it’s been quite a day
And I should go to sleep
But tomorrow I will wake up and I’ll know
That I’ve got to begin again
Though I don’t know how to start
Yes, I’ve got to begin again, and it’s hard



Przyznam się, że nie od razu pokochałem Cold Spring Harbor. Pierwsze podejście było zdecydowanie nieudane. Może wynikało to z tego, że oczekiwałem od Billy'ego Joela chwytliwych, żywiołowych kompozycji, które słyszałem w radiu. Gdy jednak zrobiłem drugie podejście, utonąłem i do dziś nie umiem się od tej płyty uwolnić. Album wypełniony jest przepięknymi, niebanalnymi kompozycjami, którym nie brakuje chwytliwych momentów, ale też po prostu szczerości w brzmieniu. Billy Joel, jak każdy początkujący muzyk, odkrył chyba, że o wiele łatwiej pisze się smutniejsze melodie, niż radosne. Krążek wypełniony jest więc nimi, ale na wyróżnienie zasługuje fakt, że żadna nie wchodzi w banał lub grafomanię. Również tekstowo mamy tu sporo szczerych i ujmujących momentów, które urzekają i potrafią chwycić za serce. Rozumiem frustrację Joela, gdy usłyszał tak zmasakrowaną wersję tych nagrań, bowiem to naprawdę bardzo dobry materiał, którego zbezczeszczenie powinno być uznane za przestępstwo. Może muzycznie nie ma tu zbyt odkrywczych rozwiązań, jednak całość ujmuje klimatem, szczerością i bezpretensjonalnością. Warto poświęcić czas na ten materiał, choć zaznaczam, nie jest on dla każdego. To piosenki do słuchania podczas nastrojowych wieczorów, lub w domowym zaciszu. Tę muzykę trzeba po prostu poczuć, nie wystarczy żeby grała gdzieś w tle, bo po prostu zasługuje ona na poświęcenie jej uwagi. W zamian za to potrafi odwdzięczyć się i to z nawiązką.

Ocena: 8/10


Cold Spring Harbor: 29:53

1. She's Got a Way - 2:51
2. You Can Make Me Free - 2:59
3. Everybody Loves You Now - 2:49
4. Why Judy Why - 2:58
5. Falling of the Rain - 2:38
6. Turn Around - 3:06
7. You Look So Good to Me - 2:29
8. Tomorrow Is Today - 4:40
9. Nocturne - 2:46
10. Got to Begin Again - 2:52

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...