Swój pierwszy zespół David Jones założył w wieku 15 lat, w 1962 roku. Wraz z zespołem The Konrads grał więc gitarowego rockandrolla na weselach i innych imprezach okolicznościowych. Zaraz po ukończeniu technikum oświadczył swoim rodzicom, że zamierza zostać gwiazdą popu, ku ich wielkiemu niezadowoleniu - wieszczyli mu raczej posadę pomocnika hydraulika, o którą nawet jego mama zaczęła już się starać. Jonesowi nie wystarczały też dość niskie aspiracje The Konrads, więc odszedł i dołączył do innego zespołu - The King Bees. Wiedział jednak, że to tylko krótkotrwała przygoda, bo zależało mu na byciu solistą. Napisał wtedy list do jednego z najsłynniejszych łowców talentów, Johna Blooma, przekonując go, by w nich uwierzył "jak Brian Epstein uwierzył w Beatlesów". Bloom nie skorzystał z oferty, jednak młodego artystę polecił Lesliemu Connowi - biznesowemu partnerowi Dicka Jamesa - co zaowocowało pierwszym w karierze Davida kontraktem menadżerskim.
Bez niepotrzebnej zwłoki, Conn od razu rozpoczął promowanie Jonesa. Doprowadził do wydania singla Liza Jane, jeszcze pod szyldem The King Bees. Utwór nie stał się jednak oczekiwanym przebojem, a David - ponownie zawiedziony aspiracjami zespołu, które nijak pokrywały się z jego - musiał opuścić King Bees. Dołączył wtedy do Manish Boys, którzy wykonywali muzykę bluesową, nie wahając się jednak przyozdabiać ją folkiem i soulem... I tak Jones przechodził od zespołu do zespołu, wydawał kolejne single, które okazywały się niewypałami, aż w końcu Conn zrezygnował ze swojego podopiecznego. Davida przejął wówczas Ralph Horton, jednak i jemu szybko skończyła się energia do promowania młodziutkiego artysty, który wciąż nie mógł się wybić. Wówczas na scenę wkroczył Kenneth Pitt.
Przede wszystkim kazał Davidowi zmienić nazwisko, bo David Jones kojarzyło się z Davym Jonesem z The Monkees. David wziął więc nazwisko od XIX-wiecznego wynalazcy charakterystycznego noża myśliwskiego, Jamesa Bowiego. Tak właśnie narodził się David Bowie. W kwietniu 1967 roku ukazał się jego pierwszy solowy singiel, The Laughing Gnome, który również nie odniósł sukcesu. Niezrażeni artysta i menadżer uznali, że trzeba iść na całość i w czerwcu wydali eponimiczny album. Mówiąc zwięźle: płytę David Bowie spotkał taki sam los, jak wszystkie dotychczasowe single Bowiego. Seria porażek tak zniechęciła młodego, dotychczas pełnego zapału artystę, że swój kolejny album wydał dopiero 2 lata później. Kilkadziesiąt lat później przyznawał, że wstydzi się swojego pierwszego albumu i wolałby, żeby ludzie raczej o nim zapomnieli.
Zaczynamy wodewillowym Uncle Arthur. Jak to bywa w tego typu piosenkach, mamy do czynienia tu z mało wesołym tekstem, który został obudowany radosną, chwytliwą, optymistycznie brzmiącą melodią. Co jednak najważniejsze, utwór niemiłosiernie wpada w ucho i ciężko się od niego uwolnić. Fajny, niezobowiązujący kawałek.
Round and round the rumours fly, how he ran away from Mum
On his 32nd birthday, told her that he'd found a chum Mother cried and raved and yelled and fussed
Arthur left her no illusion, brought the girl round, save confusion
Sally was the real thing, not just lust
Uncle Arthur vanished quickly
Uncle Arthur and his new bride
Uncle Arthur follows Sally
Round and round goes Arthur's head, hasn't eaten well for days
Little Sally may be lovely, but cooking leaves her in a maze
Zwalniamy przy Sell Me a Coat. Jednak całościowo piosenka nie przekonuje mnie tak jak poprzednik. Jest tu parę fajniejszych momentów (mostek i refren), ale zwrotki są kompletnie nie trafione i nie mają szans, by zapaść w pamięć. To dość konwencjonalne i niczym nie wyróżniające się granie, acz smakowicie zaaranżowane.
Sell me a coat with buttons of silver
Sell me a coat that's red or gold
Sell me a coat with little patch pockets
Sell me a coat 'cause I feel cold
Znacznie bardziej przekonuje mnie marszowe Rubber Band. Myślę, że kompozycyjnych i aranżacyjnych inspiracji do tego numeru można doszukiwać się np. w St. Pepper's Lonely Hearts Club Band. Na szczęście piosenka brzmi na poziomie i nieźle się tego słucha.
Rubber band
There's a rubber band that plays tunes out of tune
In the library garden Sunday afternoon
While a little chappie waves a golden wand
Rubber band
In 1910 I was so handsome and so strong
My moustache was stiffly waxed and one foot long
Największym problemem Love You till Tuesday są jego refreny. Niezobowiązujące melodie w zwrotkach są urzekające, ale coś, co miało być w zamiarze przebojowe, stało się irytujące. Nie wiem czemu, ale po prostu drażnią mnie te fragmenty, które aż rażą banałem. Mało ciekawy numer, którego jednak wciąż nie słucha się źle.
Just look through your window, look who sits outside
Little me is waiting, standing through the night
When you'll walk through your door I'll wave my flag and shout
Oh, beautiful baby
My burning desire started on Sunday
Give me your heart and I'll love you till Tuesday
Nudnawo wypada natomiast There is a Happy Land. Nic ciekawego.
Mother calls, but we don't hear
There's lots more things to do
It's only 5 o'clock, and we're not tired yet
But we will be, very shortly
Sissy Steven plays with girls, someone made him cry
Nie porywa też We Are Hungry Men. Kolejny banalny numer, który nie ma żadnych szans, by wpaść w ucho.
We are not your friends
We don't give a damn for what you're saying
We're here to live our lives
I propose to give the pill
Free of charge to those that feel
That they are not infertible
The crops of few, the cattle gun
There's only one way to linger on
So who will buy a drink for me, your
Messiah
Również ballada When I Live My Dream wypada raczej drętwo. Pochwalić jednak można wokale Bowiego, który śpiewa naprawdę przekonująco. Dobre i to.
And the empty man you left behind
It's a broken heart that dreams, it's a broken heart you left me
Only love can live in my dream
I'll wish, and the thunder clouds will vanish
Wish, and the storm will fade away
Wish again, and you will stand before me while the sky will paint an ouverture
And trees will play the rhythm of my dream
Nic nie mam jednak na obronę niezdarnego Come and Buy My Toys. Brzmi, jakby był skomponowany na ostatnią chwilę, na kolanie; melodia jest tu właściwie dość symboliczna i po prostu nudzi podczas słuchania.
Smiling girls and rosy boys
Come and buy my little toys
Monkeys made of gingerbread
And sugar horses painted red
Rich men's children running past
Their fathers dressed in hose
Golden hair and mud of many acres on their shoes
Gazing eyes and running wild
Past the stocks and over stiles
Kiss the window merry child
But come and buy my toys
Równie kiepsko wypada pseudo-dynamiczny Join the Gang. Nawet mi się już nie chce o nim nic więcej pisać.
Let me introduce you to the gang
Johnny plays the sitar, he's an existentialist
Once he had a name, now he plays our game
You won't feel so good now that you've joined the gang
Molly is the model in the ads
Crazy clothes and acid full of soul and crazy hip
Someone switched her on, then her beam went wrong
Cause she can't switch off, now that she's joined the gang
She's Got Medals - kolejny równie słaby numer.
She'd walk through the door and she'd set up the drinks
on the house
She played a good game of darts, and the men slapped
her back
And never took her out
She wore a trenchcoat khaki
Her hobnail boots were full of holes
She's got medals
Nie zachwyca także Maid of Bond Street w rytmie walca.
This girl is made of lipstick
Powder and paint
Sees the picture of herself
Every magazine on every shelf
This girl is maid of bond street
Hailing cabs, lunches with executives
Gleaming teeth sip aperitifs
This girl is a lonely girl
Popisem teatralnych ciągot Bowiego jest Please Mr. Gravedigger. To aktorska przyśpiewka wyśpiewywana do dźwięku dzwonów, deszczu, kichania... Tak czy siak, wypada pretensjonalnie i żenująco.
And I was the wicked man who took her life away
Very selfish, oh God
No, Mr. GD, you won't tell
And just to make sure that you keep it to yourself
I've started digging holes myself
And this one here's for you
"Lifted our girl, she apparently doesn't know of it
Hello misses, thought she'd be a little girl
Bloody obscene, catch pneumonia or something in this rain"
David Bowie stał się po prostu ofiarą czasów, w których powstał. Bowie był rozdarty między coraz bardziej rozwiniętą psychodelią, a naiwnym graniem pod nóżkę. Niestety, materiał, który zaprezentował na swoim debiutanckim albumie się nie broni. Może i jest tu parę nienajgorszych melodii, ale płyta nie wytrzymuje porównania z resztą jego dyskografii, a nawet kontaktu ze słuchaczem, który może nie znać jego późniejszych dokonań. Rozumiem, dlaczego dla fanów Davida ten krążek może być bardzo interesującym; w końcu to David Bowie w zupełnie innym, teatralno-kabaretowym wydaniu, który jest czymś innym w stosunku do jego późniejszych płyt. Dla mnie jednak, David Bowie to materiał jednowymiarowy, banalny i po prostu nudny. Ciężko znaleźć tu utwory, które jednoznacznie się bronią (w zasadzie wymieniłbym chyba tylko Uncle Albert i Rubber Band), natomiast znacznie łatwiej wskazać niewypały i kompozycyjne mielizny.
Ocena: 2/10
David Bowie: 29:08
1. Uncle Arthur - 2:07
2. Sell Me a Coat - 2:58
3. Rubber Band - 2:17
4. Love You till Tuesday - 3:09
5. There is a Happy Land - 3:11
6. We Are Hungry Man - 2:59
7. When I Live My Dream - 3:22
8. Come and Buy My Toys - 2:07
9. Join the Gang - 2:17
10. She's Got Medals - 2:23
11. Maid of Bond Street - 1:43
12. Please Mr. Gravedigger - 2:35.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz