piątek, 11 września 2020

"Garage Inc." - Metallica [Recenzja]


Dzięki urodzonemu i wychowanemu w Danii Larsowi, Metallica na początku swojej kariery mogła sięgać po piosenki innych wykonawców, które były na tyle mało znane amerykańskiej publiczności, że brano je za autorski materiał zespołu. Covery były bardzo znaczącymi elementami pierwszych koncertów Mety, nic więc dziwnego, że przy sprzyjającej okazji - w 1987 roku - muzycy nagrali EP-kę składającą się właśnie z samych przeróbek (The $5.98 E.P.: Garage Days Re-Revisited). Oprócz tego panowie nagrywali jednak covery regularnie i umieszczali je bardzo często na stronach B singli. Muzycy pod koniec lat 90. zorientowali się, że nagrali i umieścili na różnych składankach, bądź singlach, czy EP-kach tyle coverów, że spokojnie można by nimi wypełnić całą płytę. No bo czemu w sumie nie zarobić drugi raz na tym samym, i to w dodatku cudzym? Podczas kompletowania piosenek zgodzili się jednak, że jest jeszcze sporo piosenek, które chcieli od zawsze nagrać. W związku z czym zakasali rękawy i w ciągu dwóch tygodni nagrali cały materiał, oczywiście z Bobem Rockiem, jako producentem. 
Dobierając materiał starali się jednak zrobić przekrój wykonawców, którzy mieli większy wpływ na samą stylistykę zespołu, bądź też gusta poszczególnych muzyków (wliczając w to Cliffa Burtona). Oczywiście, po wydaniu płyty, miała miejsce krótka trasa koncertowa, jednak - nie powiem - naprawdę oryginalnie pomyślana. Metallica grała tylko w małych klubach, a ich set składał się tylko z coverów. Przed nimi zaś występował cover band Battery, który grał natomiast utwory Metalliki. Album zebrał świetne recenzje na całym świecie, a i sprzedawał się znacznie lepiej niż poprzednie dwie płyty, w wielu miejscach pokrywając się złotem i platyną (w samych Stanach sprzedał się w pięciu milionach egzemplarzy).

Zaczynamy ostro. Free Speech for the Dumb to utwór punkrockowej kapeli Discharge, i w takim też stylu wykonuje to też Metallica. Nie zabrakło kilku nowoczesnych odgłosów, ale generalnie całość to mocne i szybkie uderzenie, choć brzmi nieco bałaganiarsko i wykonane wręcz niechlujnie (z tym, że to ostatnie może być celowym zabiegiem, w ramach stylizacji płyty na "garażowe" granie). Dla fanów ostrych, głośnych i wykrzyczanych numerów Free Speech for the Dumb będzie czymś idealnym. Do mnie akurat takie coś nie trafia i wydaje się po prostu "przekrzyczane" i zagrane bez ładu i składu.
Znacznie lepiej wypada It's Electric Diamond Head, choć nie ma też nad czym się specjalnie zachwycać. To po prostu kawał bardzo dobrego, metalowego grania z melodyjnymi wokalami Hetfielda i znakomitą - znów niechlujną, choć to cecha całego pierwszego dysku - grą zespołu. W stosunku do reszty zawartości, oceniam ten numer jednak na plus.
Sabbra Cadabra muzycy robią co mogą, jednak po prostu słychać, że za bardzo się tu starają. Panowie z Black Sabbath grali to jakby od niechcenia i wybijali słuchacza z butów. Metallice sporo brakuje do tego poziomu, więc i ich cover tego numeru z Sabbath Bloody Sabbath wydaje się nieco wymuszony. Całkiem udanie wypada jednak jego połączenie z inną piosenką z tego albumu - A National Acrobat. I tu jednak nawet nie zbliżyli się do kunsztu Sabbathów. Ogólnie jednak nie brzmi to tak źle, a i słucha się bez bólu.
Zupełnie bezbarwnie wypada natomiast balladowe Turn the Page Boba Segera, w którym Metallica stara się dosięgnąć poziomu swoich wcześniejszych wolniejszych kawałków. Wypadają jednak mało ciekawie i wtórnie. 
Warty przesłuchania jest natomiast ostry, zagrany z punkową energią Die, Die My Darling, któremu nie brak jednak chwytliwych momentów (choć, nie ukrywajmy, najlepszym jest tytułowa fraza). Zagrane jest to jednak z odpowiednim powerem, a i sam Hetfield jakoś chyba nawet bardziej stara się przy wokalach. 
Udanie wypada też Loverman z repertuaru Nicka Cave'a and the Bad Seeds. Utrzymano tu typowe "cave'owskie" zwrotki i nagłe doładowania w refrenach, które znakomicie kontrastują ze sobą. Świetny kawałek, który mimo tego, że trwa ponad 7 minut, nie nudzi. A takie cuda nie zawsze się Metallice udawały.
Mercyful Fate to ponad 11-minutowy medley pięciu piosenek zespołu Mercyful Fate. Zaczynamy od Satan's Fall i Curse of the Phaaraohs z debiutanckiej Melissy, potem przechodzimy do A Corpse Without Soul z EP-ki Mercyful Fate, a kończymy Into the Coven i Evil również z debiutu. Powiem tak... Wystarczyłoby samo Evil. Reszta jest zupełnie niepotrzebna, a sama wiązanka ciągnie się i ciągnie, męczy i męczy...
Dalej mamy Astronomy z repertuaru Blue Öyster Cult. Jest to jednak wykonanie zupełnie bez energii i jakiejkolwiek chęci zrobienia czegoś więcej, niż odbębnienia całości. Szkoda słuchać.
Przyznam się szczerze, że zupełnie nie rozumiem tego podniecania się Whiskey in the Jar w wykonaniu Metalliki. Tego nagrania po prostu nie cierpię. Wokale Hetfielda są gładziutkie, gitary wygładzone do granic możliwości, a nawet z Larsa jakby zeszło powietrze. Owszem, może i jest to melodyjne, ale tak samo jak choćby wersja Thin Lizzy, która bardziej zasługuje na uwagę. Metallica ma naprawdę o wiele więcej ciekawszych kawałków, które warte są zainteresowania bardziej niż ten mierny cover.
Nietrafionym pomysłem było też zaśpiewanie Tuesday's Gone zespołu Lynyrd Skynyrd. Słabe, niepotrzebne, przesłodzone. Jakby tego było mało, trwa ponad 9 minut. Nie zatrzymujmy się nad tym dłużej. A najlepiej od razu w ogóle pominąć.
Ponownie bałaganiarsko zagrane mamy The More I See z repertuaru, wspominanego już, Discharged. Dużo się nie zmieniło - jeśli ktoś lubi taki bałagan i granie bez ładu i składu, to będzie zadowolony. Ja nie jestem.


Pierwsze 5 piosenek z drugiego dysku już znamy. Jest to bowiem powtórzona EP-ka The $5.98 E.P. - Garage Days Re-Revisited. Nie będę więc się o nich ponownie rozpisywał. Jeśli ktoś chce sobie przypomnieć (lub poznać) moje zdanie na temat tych piosenek, to zachęcam do ponownego (lub pierwszego) odczytania recenzji. Tu jednak pozwolę sobie je pominąć i przejść dalej.
A tę dość toporną rąbankę kontynuujemy Am I Evil?. To bez wątpienia wykonanie bardzo udane. Nie ukrywajmy - wierne oryginałowi Diamond Head do bólu, ale wcale nie umniejsza to przyjemności ze słuchania. Z pewnością nie ma tu nawet kiedy się tu nudzić, mimo że utwór trwa prawie 8 minut. Znakomita piosenka, do której bardzo często wracam - także w wersji Metalliki. 
Jak już wspominałem we wstępie, Metallica na początku kariery często sięgała do repertuaru mniej znanych zespołów. Po latach takie smaczki cieszą jeszcze bardziej. Blitzkrieg, podobnie jak Am I Evil?, pochodzi ze strony B singla Creeping Death. Oba te utwory prezentują wysoki poziom i słucha się ich z niekłamaną przyjemnością. Ech, gdzie te czasy, gdy Metallica nawet jak grała covery, to wybijała z butów?
No, może z tymi pochwałami trochę się pospieszyłem, bo Breadfan to dla odmiany rzecz nieco słabsza. Zagrana niechlujnie, bałaganiarsko i mało porywająco.
Nieco lepiej wypada The Prince Diamond Head, choć i tak trochę za dużo tu niechlujnej rąbanki. Ale, nie powiem, ma to swoją moc i może się tego nieźle słuchać.
Rewelacyjnie wypadło natomiast dociążenie w Stone Cold Crazy zespołu Queen. Oczywiście, oprócz tego może nie dużo tu zmieniono, ale nie zmienia to faktu, że finalny efekt jak najbardziej może się podobać. Choć zaciętym fanom Queen raczej odradzam słuchanie.
Dużo energii ma też ostry, szybki i agresywny So What. Kolejny bardzo, bardzo dobry numer. Świetnie zagrany i świetny do słuchania.
Wobec tych świetnych numerów, dość wtórnie i mało wyróżniająco wypada Killing Time grupy Sweet Savage.
4 utwory zamykające album to przeróbki zespołu Motörhead, która bez wątpienia miała wielki wpływ na twórczość Metalliki. Na pierwszy ogień idzie wielki przebój - Overkill. Wypada jednak raczej przeciętnie. Hetfieldowi brak tej charakterystycznej chrypki Kilmistera, a i pozostali raczej średnio nadążają. A szkoda.
Zdecydowanie lepiej wypada Damage Case. Brzmi bardziej zwarcie, dynamicznie, a Hetfield trochę nadrabia w wokalach. 
Stone Dead Forever niestety - dużo słabiej i właściwie trudno tu nawet o cokolwiek się uchem zaczepić. Słabizna. Dużo hałasu o nic.
Ponownie sprawa ma się z mało finezyjnym Too Late Too Late. Zdaję sobie sprawę, że w ogóle cała twórczość Motörhead jest mało finezyjna, ale tamci to chociaż grali z jakimś porządnym wygarem, że aż kapcie spadały. A Metallica gra to tak miałko i mało angażująco, że jedyne co spada, to nasze zainteresowanie.


Jak na grubo ponad 2 godziny, na Garage Inc. jest zaskakująco mało dobrego materiału. Owszem, znajdzie się tu co nieco, ale na pewno nie jest on aż tak dobry, lub nie jest go aż tak dużo, by do tego albumu wracać jako do całości. Jako argumentu przemawiającego na niekorzyść Garage Inc. nie będę wymieniał, że jest "za długi", bo traktuję go bardziej jako składankę niż pełnoprawny album. Dysonans między pierwszym a drugim dyskiem jest jednak aż zanadto widoczny. Pierwszy wypełniają bowiem mało oryginalne i czasem nieco wymuszone przeróbki nagrane przez metalowców w średnim wieku, którzy nie chcą zaakceptować upływu czasu i starają się brzmieć młodzieńczo, bałaganiarsko i spontanicznie. Wychodzi im to jednak bardzo rzadko. Drugi natomiast to zbieranina nagrań w większości z lat 80., kiedy panowie mieli w sobie autentyczną młodzieńczą narwańczość i energię. I to po prostu czuć, bo choć nie obyło się bez wpadek, czuć tu tę energię i pasję, która wylewała się z pierwszych płyt Metalliki. Koniec końców Garage Inc. to album mocno średni, do którego lepiej wracać raczej na zasadzie wyjątków niż całości. Oczywiście pomijam fakt, że niełatwym zadaniem jest konfrontacja z całym materiałem przy jednym podejściu i lepiej podzielić sobie tę "przyjemność" na co najmniej dwa podejścia. Jeśli ktoś ma ambicję, by poznać wszystko, co wyszło spod ręki Metalliki, to moja opinia czy słuchać, czy nie, chyba jest zbędna. Radzę jednak zostawić sobie to na później i posłuchać raczej jako ciekawostki.

Ocena: 5/10


Garage Inc.: 136:38

CD 1:
1. Free Speech for the Dumb - 2:36
2. It's Electric - 3:34
3. Sabbra Cadabra - 6:20
4. Turn the Page - 6:06
5. Die, Die My Darling - 2:29
6. Loverman - 7:53
7. Mercyful Fate - 11:11
8. Astronomy - 6:37
9. Whiskey in the Jar - 5:05
10. Tuesday's Gone - 9:06
11. The More I See - 4:49

CD 2:
1. Helpless - 6:38
2. The Small Hours - 6:43
3. The Wait - 4:55
4. Crash Course in Brain Surgery - 3:10
5. Last Caress/Green Hell - 3:30
6. Am I Evil? - 7:50
7. Blitzkrieg - 3:37
8. Breadfan - 5:41
9. The Prince - 4:26
10. Stone Cold Crazy - 2:19
11. So What - 3:09
12. Killing Time - 3:04
13. Overkill - 4:05
14. Damage Case - 3:40
15. Stone Dead Forever - 4:52
16. Too Late Too Late - 3:12

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...